Po całkowitym wysuszeniu, obróbka tykwy polega na tym, aby usunąć jej wnętrze – resztki miąższu i ziarna. Tak przygotowana tykwa znalazła zastosowanie jako naczynie na wodę, żywność i, dzięki specyficznemu kształtowi, jako matero do yerba mate. Dzięki delikatnie zwężanej górnej krawędzi możliwe jest usypanie w tykwie
Jeżeli podobają ci się lampy wykonane z tykwy to po tym kursie będziesz mógł wykonać je samodzielnie. Przekonasz się, że wcale nie jest to kursie zostanie przedstawiony proces powstawania lampy z tykwy. Podczas pracy dowiesz się w jaki sposób przygotować tykwę, jak rysować wzory i jak je wiercić oraz czym ozdobić lampę. Na końcu zamontujemy elektrykę dzięki której uzyskamy efekt światłocienia. Do wykonania lampy potrzebne będą: tykwa, papier ścierny, cyrkiel, łyżka, klej wikol, koraliki szklane 6mm, farby akrylowe, pędzel, gąbka, kabel z oprawką i podsufitką, żarówka oraz multiszlifierka z osprzętem: 3 wiertła o rozmiarach: 6mm, 3,2 mm, 2,8mm, frez do cięcia, wałek szlifierski. Po tym kursie wykonanie lampy z tykwy nie będzie stanowiło dla Ciebie żadnego problemu. Oprócz zyskania satysfakcji z samodzielnego wykonania niezwykłej ozdoby rozbudzisz swoją kreatywność oraz popracujesz nad cierpliwością. jak zrobić świecące kule; lampa z tykwy jak zrobić ; Zapisz się do newslettera i nie przegap okazji. Informacje o promocjach; Rankingi produktów; Najnowsze
Z tej strony:INFO > SALE, PRICEAt this moment my lamps can be purchased through me only, however I am open to proposals from Art never repeat the patterns of my lamps, that’s why you cannot find prices of already sold lamps on my takes between 2 and 4 months to create one firstly I create a lamp and then I put it for sale. I inform about upcoming publication about a week ahead via my the lamp appears on my website it becomes available and “first come first served” rule is applied. I also send another informing newsletter straight price of my lamps depends on their size, design and the price for the smaller lamp of the Stilla type is 2,500 USD / 2,200 cost for bigger table lamp like Butterfly or Questa is 7,000 USD / 6100 cost of big floor lamp is at least 9,000 USD / 7,900 akapit większości wszystko wyjaśni, a co do możliwości zkupu:I’m sorry, in this moment all my lamps are I’m finishing my new floor lamp. I will publish the pictures in the second half of January. For all information about sale, prices etc. please visit INFO you want to be informed about new lamps, please subscribe to my Newsletter
Jak zobaczycie po tym czasie, sporo płynu ubyło z kalebazy. To święty Tomasz nam podpija. 2. Wylewamy wodę i płuczemy zimną wodą, żeby naczynie było czyste. Można też dodać też wódki do wody, podobno to pomaga. 3. Teraz trzeba wygrzebać tę gąbkę, można użyć łyżeczki lub nabierki herbacianej. I zaczynamy wydrapywać.
Z wysuszonych tykw od dawna wyrabia się naczynia, między innymi do yerba mate, oraz instrumenty muzyczne, na przykład marakasy. Można z nich również zrobić niepowtarzalną egzotyczną z tykwyMonika MadejekZrób to sam: materiały i narzędziaWysuszona tykwa (do kupienia np. na Allegro), szklane kulki, cyrkiel, wiertarka, wiertła do drewna (jedno 3-4 mm, drugie o śr. kulek), papier ścierny, biała farba akrylowa, pędzel gąbkowy, klej typu wikol, oprawka z kablem, wkrętak, żarówkaLampka z tykwyMonika MadejekZrób to sam: krok 1Za pomocą cyrkla rysujemy na tykwie okręgi o różnej wielkości (część o średnicy kulek). Odcinamy górną, zwężającą się część (otwór powinien być na tyle szeroki, by do środka dało się włożyć dłoń). Do cięcia można użyć mniejszego z tykwyFot. Monika MadejekZrób to sam: krok 2Czyścimy wnętrze tykwy. Krawędź otworu wygładzamy papierem z tykwyFot. Monika MadejekZrób to sam: krok 3Mniejszym wiertłem wiercimy otwory na wyznaczonych okręgach. W kołach o większej średnicy możemy wywiercić dwa rzędy otworów obok siebie (patrz następne zdjęcie).Lampa z tykwyFot. Monika MadejekZrób to sam: krok 4Większym wiertłem robimy otwory na szklane kulki (uwaga: nie wywierćmy zbyt dużych, bo kulki będą wpadały do środka).Lampa z tykwyFot. Monika MadejekZrób to sam: krok 5Przy podstawie tykwy robimy otworek na kabel. Wygładzamy papierem ściernym wnętrze z tykwyFot. Monika MadejekZrób to sam: krok 6Malujemy tykwę. Można to zrobić pędzlem albo zwykłą gąbką do zmywania naczyń. Czekamy, aż farba wyschnie, i nakładamy drugą z tykwyFot. Monika MadejekZrób to sam: krok 7Po wyschnięciu farby krawędzie dużych otworów smarujemy klejem i mocujemy z tykwyFot. Monika MadejekZrób to sam: krok 8Przez zrobiony wcześniej otwór przeciągamy kabel. Montujemy go do oprawki, którą przyklejamy do dna z tykwyFot. Monika MadejekZrób to sam: krok 9Teraz wystarczy wkręcić żarówkę, podłączyć do prądu i cieszyć się nastrojowym na:
Lampa lawa w aranżacji pomieszczeń. Lampa lawa (ang. lava lamp) składa się z dwóch części – podstawy, w której umieszczona jest żarówka, oraz szklanego klosza przypominającego swoim kształtem butelkę. W kloszu znajduje się ciecz oraz wosk, który po podgrzaniu przez żarówkę topi się, co przekłada się na niepowtarzalne
Lubisz majsterkować i dekorować dom własnoręcznie wykonanymi ozdobami? Szukasz inspiracji na oryginalny prezent? A może lubisz warzywa i sam chętnie je uprawiasz? Niezależnie od tego, która z tych opcji cię dotyczy, powinieneś bliżej zapoznać się z tykwą i przekonać się co można zrobić z tykwy. Czym jest tykwa? Zanim podpowiemy ci co można zrobić z tykwy, dowiedz się czym tak naprawdę jest. Mimo, iż jest jedną z najdawniej uprawianych roślin, znaną od tysiącleci, to w Polsce nie jest zbyt popularna. Tykwa (Lagenaria siceraria) należy do rodzaju roślin dyniowatych. Pochodzi z tropikalnych regionów Afryki. Jest jednoroczną rośliną, która może się płożyć po ziemi lub wspinać po podporach jak pnącze. Pędy tykwy mogą sięgać nawet do 10 m długości. Roślina ta ma duże liście i białe kwiaty kwitnące od lipca do sierpnia, które otwierają się nocą. Zapylają je więc nocne owady min. takie jak ćmy. Na roślinie znajdują się zarówno kwiaty żeńskie, jak i męskie. Oznacza to, że tykwa jest rośliną jednopienną i rozdzielnopłciową. Kwiaty po zapyleniu zawiązują owoce, a ich kształty i barwa różnią się od siebie w zależności od odmiany. Owoce mogą być np. kształtu jajowatego, odwrotnie jajowatego, owalnego, podłużnego, kulistego, wężowate. Barwy złocisto żółtej, brązowej, zielonej, kremowej. Mogą być też pokryte cętkami lub plamkami. Owoce tykwy mają miękki, gąbczasty miąższ i twardą okrywę. Najpopularniejsze odmiany na naszym rynku to Birdhouse, Marenka, Kobra i Snake, Canon Ball. Te, odmiany które przypominają kształtem cukinie lub metrowe węże najczęściej wykorzystuje się w kuchni, pozostałe mogą mieć gorzkawy smak. Uprawa tykwy No tak zastanawiasz się co można zrobić z tykwy ale najpierw musisz ją mieć. Oczywiście możesz pójść na łatwiznę i kupić tykwę zdatną do spożycia lub ususzoną, gotową do obróbki. Zachęcamy jednak, byś poszedł o krok dalej i najpierw sam ją wyhodował. Zatem od czego zacząć, zapytasz? Nie obawiaj się uprawa tykwy nie jest trudna. Roślina ta nie jest szczególnie wymagająca w stosunku do gleby, na jakiej ma rosnąć. Ma jednak swoje preferencje, najbardziej lubi gleby piaszczysto-gliniaste, przepuszczalne, zasobne w materię organiczną i składniki pokarmowe. O odczynie zbliżonym do neutralnego pH, czyli od 6,5 do7,5. Jak każda roślina do wzrostu potrzebuje wody, która jest jej szczególnie potrzebna podczas kwitnienia i zawiązywania owoców. Należy jednak uważać, by nie przesadzić z wodą, tykwa nie lubi podmokłej gleby. Najlepsze stanowisko dla niej to miejsce słoneczne i osłonięte od wiatru. Odpowiednia temperatura dla jej rozwoju to minimum 18°C. Optymalną będzie 20-25°C. Niższe temperatury znacznie hamują jej wzrost. Na stałe miejsce można ją przesadzić dopiero po przejściu przymrozków. Zanim posiejesz nasiona najlepiej mocz je w wodzie przez 12 do 24 godzin. Jeśli zasiejesz nasiona od stycznia do lutego (wysiew do inspektu, szklarni, rozsada w domu) spodziewaj się zbioru letniego warzyw. Natomiast jeśli zrobisz to w okresie od maja do lipca (wtedy można siać bezpośrednio na miejsce stałe) zbierzesz plony jesienią. Jeśli chcesz tykwę możesz uprawiać też w doniczce ( (min. 40 cm średnicy) lub przy pergoli. Tykwy przeznaczone do spożycia zbierz, kiedy są młode. Mają wtedy mniej więcej długość 15-18 cm. Powinny być miękkie i soczyste. Ich owoce z powodzeniem możesz przechowywać w lodówce, najlepiej od 7 do 10 dni. Jednak świeże są najsmaczniejsze. Zwróć uwagę na odmianę, bo niektóre produkują bardzo gorzkie, czasem trujące owoce! Tykwa plonuje tak obficie, że będziesz mógł jej owocami obdarować rodzinę. Natomiast starsze owoce możesz wysuszyć i przeznaczyć do wykonania dekoracji. Kiedy zebrać tykwy przeznaczone na dekoracje? Zbierz tykwę, gdy będzie dojrzała. To stadium rozpoznasz po tym, że pod cienką zieloną warstwą skórki, będzie posiadać twardą, zdrewniałą okrywę. Będzie ona tak twarda, że nawet ostry nożyk napotka opór. Szypułka dojrzałej tykwy bywa zielona lub lekko brązowa. Taki owoc przez suszeniem wymaga sezonowania, czyli należy go odciąć i zabrać do suchego oraz przewiewnego, ciemnego miejsca. Jeżeli obawiasz się, że nie potrafisz właściwie ocenić stanu dojrzałości owocu, najlepiej byś pozostawił go na roślinie, jeśli temperatura na to pozwala. Pamiętaj, że trzeba je zebrać przed pierwszymi przymrozkami, tykwa nie toleruje temperatury poniżej zera. Zostawiając owoc tak długo jak to możliwe tykwa stanie się przejrzała. Będzie miała wtedy brązową szypułkę oraz przyschnięty łęt. Oznaczać to będzie, że owoc przestał już rosnąć i nie pobiera już soków. Taki przejrzały owoc od razu możesz suszyć, nie wymaga już sezonowania. Gastronomiczne zastosowanie tykwy Jednym ze sposobów na to co można zrobić z tykwy jest zastosowanie jej w kuchni. Choć potrawy przy jej użyciu można znaleźć głównie w kuchni azjatyckiej, nic nie stoi na przeszkodzie, by częściej gościła też na naszych stołach. W wielu potrawach możesz stosować ją jako zamiennik cukinii. Niedojrzałe owoce smakiem przypominają właśnie to warzywo, ale mają od niego delikatniejszy i bardziej gąbczasty miąższ. Tak jak inne warzywa również tykwa ma dla naszego organizmu zalet co niemiara. Spożywanie jej młodych owoców korzystnie wpływa na nasze samopoczucie, działa antydepresyjnie, moczopędnie, immunosupresyjnie i antyoksydacyjnie. Owoce tykwy zawierają dużo witamin min z gr. B, wit. C, A, D, E oraz aminokwasy. Jest to warzywo niskokaloryczne, o dużej zawartości błonnika. Do spożycia nadają się wyłącznie młode i miękkie owoce. Za wyjątkiem odmian gorzkich. Gdy skórka tykwy jeszcze jest miękka, nie trzeba jej obierać. Młodą tykwę możesz jeść na surowo, smażyć w głębokim tłuszczu, dusić z warzywami, dodawać do zup i marynować. Japończycy słodzą cienkie paski tykwy np. karmelem i jako tzw. suszone włókno tykwy używają do sushi i tofu. Na poniższym filmie możesz znaleźć przepis na jedno z wielu pysznych dań jakie warto przyrządzić z tego warzywa. Idealne na obiad. Dekoracyjne zastosowanie tykwy Co można zrobić z tykwy? Nie tylko potrawy ale też przedmioty, które można podziwiać. Ale nie potrzeba robić zbyt wiele, aby cieszyć się jej pięknem. Sama w sobie również jest niezwykle dekoracyjna. Sadząc ją w ogrodzie będzie jego oryginalną ozdobą. Jak już wspominaliśmy twarda okrywa tykwy z czasem drewnieje, dlatego po wysuszeniu i wydrążeniu z niej nasion stosuje się ją do wyrobu wyszukanych przedmiotów ozdobnych i użytkowych. Choćby takich jak lampy, galanteria, świeczniki, lampiony, figurki, budki dla ptaków, wazony, butelki, kubki, miski,biżuteria, szkatułki, rzeźby, czy instrumenty np. marakasy. W suszonych owocach można też rzeźbić, drążyć wzory, malować je farbami akrylowymi, przyozdabiać techniką decoupage, wykorzystać do florystycznych aranżacji. Nawet amator może się wyżyć artystycznie przy ich obróbce. Jednak ze względu na twardość zaschnietych owoców przydadzą się w tym celu narzędzia takie jak np. wiertarka,wyrzynarka, multiszlifierka i wiertła do drewna. Pomysłów i inspiracji na to co można zrobić z tykwy jest wiele. Tym, który jest najczęściej wykorzystywany to stworzenie własnoręcznie lampy. Na filmie poniżej dowiesz się jak ją zrobić. Już wiesz co można zrobić z tykwy, co zrobisz jako pierwsze?
\n\n lampa z tykwy jak zrobić
Kolejny post z serii jak zrobić lampę stołową. Była już lampa z butelki, lampa z doniczki, lampa z latarenki, a teraz dołącza wazon. Lampę stołową z wazonu będziemy robić na podobnej zasadzie jak lampę z butelki, czyli z wykorzystaniem oprawki E27 z wyjściem bocznym. Dzięki temu unikniemy wiercenia
Pozostałe ogłoszenia Znaleziono 25 ogłoszeń Znaleziono 25 ogłoszeń Twoje ogłoszenie na górze listy? Wyróżnij! Lampy z tykwy nr 3 a b Dla Dzieci » Pozostałe dla dzieci 210 zł Mzyki wczoraj 16:12 Lampa z tykwy nr 3 a Dla Dzieci » Pozostałe dla dzieci 110 zł Mzyki wczoraj 16:12 Lampa sufitowa Tykwa Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 300 zł Bieruń, Bieruń Stary wczoraj 13:15 Złota lampa z tykwy Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 160 zł Bytom 28 lip Lampa z tykwy 40cm Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 190 zł Toruń 25 lip Lampa z tykwy 30cm Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 120 zł Toruń 25 lip Lampa żyrandol Tykwa Mirostowice porcelit PRL Sport i Hobby » Kolekcje 300 zł Gdynia, Leszczynki 25 lip Ręcznie rzeźbiona lampa z tykwy afrykańskiej Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 3 900 zł Olsztyn 24 lip lampa Mirostowice tykwa A. Sadulski vintage PRL Sport i Hobby » Kolekcje 300 zł Częstochowa, Śródmieście 23 lip Lampy z tykwy 4 szt Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 560 zł Toruń 22 lip Lampa tykwa, projekt A. Sadulski Mirostowice Sport i Hobby » Kolekcje 140 zł Szczecin, Bukowo 20 lip Lampka z tykwy, lampa, tykwa Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 110 zł Oświęcim 20 lip Lampy tykwa 4szt Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 250 zł Warszawa, Targówek 19 lip Lampa wisząca MIROSTOWICE Tykwa Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 400 zł Do negocjacji Bielsko-Biała 19 lip 2x kinkiet Mirostowice Tykwa porcelit Design PRL Lampa Sport i Hobby » Kolekcje 399 zł Bytom 18 lip Stara lampa /klosz/ jak Tykwa Mirostowice PRL 1970 New Look Sport i Hobby » Kolekcje 100 zł Siemianowice Śląskie 18 lip Piękny komplet oświetlenia, lampa tykwa plus klinkiet kamyczki Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 450 zł Dębica 17 lip Tykwa sucha twarda, lamp, instrument Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 25 zł Kielce 17 lip Lampa z tykwy nr 2 a Dla Dzieci » Pozostałe dla dzieci 110 zł Mzyki 9 lip Lampy z tykwy nr 2 a,b Dla Dzieci » Pozostałe dla dzieci 210 zł Mzyki 9 lip Lampa z tykwy Porcelana nr 4 Dla Dzieci » Pozostałe dla dzieci 130 zł Mzyki 9 lip Lampa z tykwy nr 10 Dla Dzieci » Pozostałe dla dzieci 1 200 zł Mzyki 9 lip Oryginalna Wisząca Lampa TYKWA - Jedyna Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 250 zł Warszawa, Mokotów 7 lip Ceramiczna Tykwa-lampa Mysłakowice Sport i Hobby » Kolekcje 40 zł Nowe Miasto Lubawskie 7 lip Lampa z tykwy, lampka z tykwy, rękodzieło Wyposażenie wnętrz » Oświetlenie 300 zł Myślibórz 4 lip Czy chcesz zapisać aktualne kryteria wyszukiwania? Zapisz wyszukiwanie Zobacz zapisane

inny. 87, 98 zł. 1 Moneta. kup 5 zł taniej. darmowa dostawa. Produkt: Ozdoby z tykwy zasilane energią słoneczną Swing Joke. dostawa za 10 – 17 dni. dodaj do koszyka.

Wyobraźcie sobie sytuację, że na Instagramie obca osoba poleca Wam pewnego artystę. Wchodzicie na jego profil i wpadacie w zachwyt. Lampy wykonane z tykwy czarują pięknymi świetlnymi wzorami rzucanymi na ścianę. Spontanicznie piszecie do twórcy marki wiadomość – doceniacie projekty, dzielicie się swoimi odczuciami. Odpisuje. Wywiązuje się między Wami rozmowa, która przeradza się w dyskusje o kondycji rzemiosła i polskich artystów. W czasie korespondencji szukacie informacji o rozmówcy – okazuje się, że człowiek po drugiej stronie to Przemek Krawczyński, a jego lampy znajdują odbiorców na całym świecie. On również sprawdza, kim jesteście – docenia działania Projektu Pracownie, dopytuje o bohaterów dotychczasowych publikacji. Po kilku godzinach wymiany wiadomości wspólnie podejmujecie decyzję o realizacji materiału w pracowni artysty. Zaproszenie twórcy Calabarte staje się dla nas kolejnym bodźcem – czas na wyjazd z Warszawy, jedziemy do Łodzi! Decyzja o wyjeździe do Łodzi kiełkowała w naszych głowach już od dawna. Wiemy, że wiele warsztatów działa właśnie w tym mieście. Umawiamy się z Przemkiem, proponujemy spotkanie Tartarudze (wywiad już niebawem!), pakujemy dyktafony, aparat i porannym pociągiem obieramy kierunek: Łódź Fabryczna. W czasie podróży rozmawiamy o działalności marki Calabarte – wywiad ze zdolnym artystą jest pierwszy na naszej liście. Lampy wykonane przez Przemka Krawczyńskiego zdobią wnętrza w Rosji, Arabii Saudyjskiej, USA, Kanadzie, Wietnamie, Meksyku czy Malezji. O jego twórczości rozpisują się magazyny i serwisy traktujące o designie na całym świecie, w książkach o designie znajdują się rozdziały poświęcone działalności łodzianina. Polskie media właściwie milczą o jego twórczości. Jesteśmy zaskoczeni otwartością Przemka, jego zaproszeniem, chęcią poświęcenia nam czasu, podzieleniem się swoją historią. Na wywiad w Łodzi umawiamy się po południu. Chcemy zobaczyć efekt, jaki dają lampy na żywo. Kiedy docieramy pod wskazany adres, artysta i jego żona – Lena, witają nas z wielką życzliwością. To partnerka Krawczyńskiego, w wolnych chwilach również rękodzielniczka, poleciła nam jego dzieła na Instagramie. Przebieg spotkania z Calabarte był dosyć nietypowy – na początku to my odpowiadamy na pytania dotyczące losów rzemieślników i artystów w Warszawie. Z czasem przenosimy się do pracowni artysty, która mieści się w jego mieszkaniu. To jeden niewielki pokój. Przemek wspomina, że jego marzeniem (i planem na najbliższe lata) jest dom w Karkonoszach i wydzielenie kilku pomieszczeń na przestrzeń roboczą, w której mógłby swobodnie projektować i wykonywać swoje lampy. Projekt Pracownie: Wszystko zaczęło się od tego, że mama podarowała Ci tykwę. Przemek: Część mojej rodziny pochodzi ze świętokrzyskiego. W 2008 roku na Święto Zmarłych moja mama kupowała od okolicznego ogrodnika kwiaty i właśnie u niego w ogrodzie wypatrzyła tykwę. Dostała jedną w prezencie, a ja odebrałem ją dopiero po dwóch miesiącach. To był cud, że tykwa nie zgniła. Suszenie owoców, tak aby nie było na nich żadnych przebarwień i mankamentów, to trudna sztuka. Kiedy zobaczyłem tę tykwę, zacząłem się zastanawiać, co mógłbym z nią zrobić. Koncepcje podpowiedział Internet – znalazłem lampy, które są w restauracjach Sphinx. Uznałem, że zrobię taką dla siebie. Kupiłem bardzo prosty sprzęt, a po pracy i uczelni powoli realizowałem projekt. To była bardzo prosta lampa, miała zaledwie dwie średnice otworów, wykorzystałem w niej kolorowe koraliki na wzór lamp tureckich. Nie ukrywam, że jej wykonaniu towarzyszył ogromny chaos. Tykwę musiałem okorować i oczyścić od środka, ale większość pracy sprowadzała się głównie do nawiercania otworów i wklejania koralików. Koncepcja zmieniała się w trakcie tworzenia. Robiłem ją mniej więcej dwa tygodnie. Byłem wtedy na studiach i pomyślałem, że skoro lampy à la Sphinx kosztują około 200–300 złotych, mógłbym sobie dorobić, sprzedając takie produkty w sieci. Poza tym to zajęcie bardzo mi się spodobało. Kolejne trzy tykwy kupiłem na Allegro, a wykonane z nich lampy podarowałem szkole bębniarskiej, do której chodziłem – CityBumBum. Liczyłem, że ktoś je tam wypatrzy i dzięki temu będę miał kolejne zamówienia. Oczywiście te, które trafiły na salę zajęciową, były już nieco bardziej przemyślane i poświęciłem im więcej czasu. Kiedy pojawił się pierwszy klient? W zasadzie dosyć szybko. Był to mój znajomy i kupił ode mnie łącznie sześć lamp na przestrzeni dwóch lat. Wtedy ich design był nieco inny, dodawałem jeszcze koraliki ale wzory były coraz bardziej złożone. Cały czas się uczyłem, szukałem nowych technik i rozwiązań technicznych. W tym czasie wykonałem również pierwsze kinkiety, a później lampy stołowe. Te zamówienia były dla mnie bardzo mobilizujące i mogłem się dzięki nim wiele nauczyć. Wycena produktów była zbieżna z podobnymi projektami, które widziałem w Internecie. Pierwszy zagraniczny klient pochodził z Holandii. Chodziłeś na kursy obróbki drewna? Rękodzielnicze? Wszystkiego uczyłem się sam. Zawsze bardzo lubiłem prace manualne i nieźle mi to wychodziło. Co ciekawe studiowałem budownictwo i jestem przede wszystkim umysłem ścisłym. Myślę, że gdybym był „typowym” artystą humanistą, moja sztuka by tak nie wyglądała. Wykonanie moich lamp wymaga dużej wiedzy technicznej. To opracowanie procesu, kolejności wykonywanych czynności. Nad jednym projektem pracuję nawet pół roku, wszystko musi być dokładnie zaplanowane i poukładane. Bardzo pomaga mi w tym wyuczone uporządkowanie, zamiłowanie do geometrii i harmonii w pracy. Kiedy ogląda się ewolucję moich lamp, można zaobserwować, jak wyglądała moja nauka i jak dojrzewałem do pewnych rozwiązań. Eksperymentowałem z narzędziami, farbami, materiałami. Wiedziałem, że nie chcę powtarzać wzorów lamp – nie zależało mi jedynie na szlifowaniu swoich umiejętności, chciałem mieć miejsce na kreatywność, proces twórczy. Kiedyś brałem udział w Targach Sztuki w Poznaniu, wystawiałem tam swoje lampy – gościnnie, na stoisku znajomej. Kosztowały wtedy już około 1200 złotych i nie znajdowały na polskim rynku odbiorców – uznano je za bardzo drogie. Niemniej jednak odwiedził nas wtedy pewien pan, który podpowiedział mi, że w podstawach powinienem wykorzystywać woskowany sznurek jubilerski, bo wygląda dużo estetyczniej niż ten, którego wówczas używałem. Pamiętam, że od tamtej pory zacząłem wykorzystywać ten materiał i do tej pory to robię. Zatem tak też można się uczyć. (śmiech) Jak to się stało, że z pomysłu na robienie lamp, żeby dorobić na studiach, nagle powstała światowej sławy marka produktów luksusowych? To działo się bardzo powoli i naturalnie co niezwykle mnie cieszy. Na początku po prostu wrzucałem zdjęcia moich lamp do sieci na kilka portali – DeviantArt, Digart, Flickr… Produkty sygnowałem swoimi inicjałami i datą wykonania projektu. Nazwa Calabarte powstała chyba przy drugiej lampie stołowej, ale nie miałem wtedy nawet strony internetowej. Na początku kupowali je znajomi, z czasem znajomi znajomych i osoby, które trafiły na zdjęcia moich lamp na wspomnianych portalach. Wybierałem te platformy, bo liczyłem na to, że one otworzą mi ścieżkę na rynki międzynarodowe. To był powolny proces. Powstawały nowe, coraz lepsze lampy, a zainteresowanie rosło. Nie miałem wystawy, na której znawcy sztuki powiedzieliby, że warto zainwestować w moją twórczość. Udało mi się osiągnąć ten poziom, bo pojawił się popyt na moje produkty w konkretnej grupie estetycznej, a ja nie stałem w miejscu. W niektórych wywiadach wspominasz, że początki działalności były bardzo trudne i przez długi czas Twoja sytuacja materialna była nie do pozazdroszczenia. Postawiłeś wszystko na jedną kartę – rzuciłeś studia, zrezygnowałeś z pracy w pracowni architektonicznej… Kiedy nastąpił przełom? Dojrzewanie do decyzji o rzuceniu studiów i pracy trwało rok. Na początku starałem się łączyć zamiłowanie do tworzenia lamp z codziennymi obowiązkami. Prywatnie planowałem wówczas wyjazd do Kanady i wiedziałem, że moja siedmioletnia historia studiowania budownictwa dobiega końca. (śmiech) Myślałem o radykalnej zmianie, ale brakowało mi odwagi i odpowiedniego bodźca. W czasie kiedy musiałem zrezygnować z wyjazdu do Ameryki Północnej, w szkole bębniarskiej pojawiła się opcja udziału w warsztatach w Senegalu. Wiedziałem, że ten wyjazd dobrze mi zrobi i będę miał czas na poukładanie pewnych spraw. Moi rodzice przyjęli tę decyzję z entuzjazmem, bo nie byli zachwyceni moimi poprzednimi planami wyjazdowymi – nie wiedzieli wtedy, że tuż przed wyjazdem rzuciłem studia i pracę. (śmiech) Już w drodze do Afryki wiedziałem, że będę szukać tam tykw. Zdawałem sobie sprawę, że różnica między afrykańskimi i polskimi tykwami jest znacząca. Przede wszystkim okrągły kształt najlepiej nadawał się na lampy, a poza tym jakość afrykańskich tykw była dużo lepsza. Miałem misję znalezienia naprawdę perfekcyjnych okazów. Specjalnie zabrałem ze sobą z Polski worki i folię bąbelkową, żeby przywieźć wysuszone owoce. Na miejscu okazało się, że chociaż oczywiście tykw nie brakuje, kupienie ich w całości, a nie w połówce, jest nie lada wyzwaniem. Dzięki uprzejmości znajomego Senegalczyka dotarłem do osoby, która sprzedała mi 20 sztuk. W jaki sposób przywiozłeś do Polski 20 tykw? Do mojego plecaka zmieściły się trzy, ale przecież było ze mną jeszcze dwanaście osób. (śmiech) Dałem niektórym po tykwie do plecaka. Nadałem też dodatkowy bagaż do samolotu – worek pełen wysuszonych owoców. Co zabawne, absolutnie nikogo na lotnisku w Polsce nie zainteresowało, po co je przewożę. (śmiech) Wróciłeś z górą tykw i…? Po powrocie do Polski nie miałem ani pracy, ani studiów. Za to liczba długów była coraz większa. Nie mieszkałem już z rodzicami, musiałem płacić rachunki, ciągle się zapożyczałem. W ogóle nie mogłem wyjść finansowo na prostą. Rodzice byli dla mnie wówczas ogromnym wsparciem, za które jestem im niezwykle wdzięczny. Oczywiście bardzo się o mnie martwili, ale byłem zdeterminowany i pewny, że wybrałem odpowiedni pomysł na życie. Pierwsza lampa wykonana z afrykańskiej tykwy była inspirowana globusem. Poświęciłem jej bardzo dużo czasu i jej zdjęcie zostało wyróżnienie na DeviantArt. Wtedy na moją skrzynkę mailową zaczęły spływać wiadomości, ludzie zaczęli dopytywać o moją działalność. Pracowałem już wtedy nad kolejnymi, jeszcze bardziej złożonymi lampami. Porzuciłem szklane koraliki i skupiłem się na rzeźbieniach, przez które pięknie przenika światło. Powstawały kolejne lampy, głownie stołowe. Jakiś czas później postanowiłem wystawić jedną z lamp na eBay, ale po dwóch tygodniach aukcji nie znalazła nabywcy. Miałem u siebie dwie bardzo pracochłonne lampy i czekałem prawie półtora miesiąca, żeby ktoś się nimi zainteresował. W finale trafiły do Meksyku i Francji. W 2011 roku w Internecie na jednej z bardziej znanych stron pojawił się duży artykuł o moich lampach i nagle zacząłem dostawać setki maili. To było super, ale przecież ja nie miałem na stanie gotowych lamp na sprzedaż. (śmiech) Potem zrobiłem bardzo charakterystyczny model, lampę z kolcami, i ponownie próbowałem sprzedać ją za pośrednictwem eBaya. Wystawiłem ją za 700 euro i w drodze licytacji jej wartość wzrosła aż dwukrotnie. Szybko wyciągnąłem wniosek, że powinienem zwiększyć cenę lamp, skoro ludzie są skłonni za nie zapłacić nawet 1400 euro. Wtedy pojawiło się Calabarte? Tak, wtedy działałem już po szyldem Calabarte. Musiałem zastanowić się nad formą dystrybucji i promocji lamp. Dostawałem sygnały, że przy takich produktach licytowanie ich na platformie sprzedażowej nie do końca jest odpowiednie i dla niektórych niewygodne. Stworzyłem stronę internetową i zdecydowałem się na uruchomienie newslettera, który do dzisiaj jest dla mnie najważniejszą formą informowania o moich pracach i ich sprzedaży. Zacząłem wysyłać do zainteresowanych osób datę premiery kolejnej lampy i sprzedawałem ją pierwszej osobie, która się po nią zgłosiła. Pamiętam, że wtedy ich koszt szacowałem już na około 2000 dolarów. To była cena, którą zaczęły mi sugerować osoby ze środowiska. Słyszałem, coraz częściej, że jeśli chcę działać na rynku międzynarodowym, powinienem utrzymywać pewien poziom cenowy. Mimo takich kosztów lampy sprzedawały się czasem dosłownie w minutę. Rosła społeczność osób czekających na kolejne projekty. Wiedziałem, że osoby śledzące moją twórczość mają coraz wyższe oczekiwania. Niektóre wzory projektowałem nawet miesiąc, opracowywałem ich geometrię. Produkty były coraz bardziej złożone – stawiałem na detale i jakość, coraz więcej elementów rzeźbiłem. W tym modelu sprzedaży pracowałem mniej więcej trzy lata. Z czasem nieco go zmodyfikowałem – dawałem 8-godzinne „okienko” czasowe i jeśli było więcej zainteresowanych osób, czekałem na najlepszą ofertę. Pamiętam, że jedną z lamp wyceniłem na 9000 dolarów. Interesowało się nią 5 osób, a w finale została kupiona za ponad 11 000 dolarów i poleciał do Arabii Saudyjskiej. W 2016 roku, znajomy i posiadacz 6 z moich pierwszych lamp, o którym wcześniej wspominałem poprosił mnie o pomoc w sprzedaży lamp, które kiedyś ode mnie nabył. Podjął taką decyzję ze względów osobistych. Z moją pomocą miał większą szansę na finalizację transakcji za rozsądną cenę. Wystawiliśmy je wspólnie na eBayu za symboliczne 100 dolarów od sztuki. To były lampy z samego początku mojej działalności, więc poziomem bardzo odbiegały od tego co robię teraz. Opisaliśmy dokładnie, w jakich latach nad nimi pracowałem. W czasie licytacji kwoty wzrosły średnio do 2000 dolarów za lampę. To też był dla mnie znak, że marka Calabarte jest już wartością samą w sobie. Ludzie inwestowali w moje lampy, chociaż to były pierwsze projekty. Chcieli mieć je u siebie, bo były wykonane przeze mnie. To było niesamowite uczucie. Kiedy myśli się o cenach moich lamp, trzeba zwrócić uwagę na ewolucję ich jakości, wzornictwa i czas, który poświęcam na wykonanie pojedynczego modelu. W 2011 roku stworzyłem 8 lamp, ale w 2012 – już tylko 5. W 2013 roku zacząłem prace nad pierwszymi lampami podłogowymi i wykonałem jedynie dwie. Tak, jak wspominałem, czasem nad jedną lampą pracuję ponad pół roku, a nie kilka tygodni. Poza tym, że tworzenie lampy to proces twórczy i koncepcyjny oraz fizyczna praca, jak każdy prowadzący pracownię rękodzielniczą muszę również odpisywać na maile, zarządzać kanałami w social mediach, przygotowywać odpowiednie zdjęcia lampy, materiały promocyjne… Nie wolałbyś zatrudnić kogoś, kto zająłby się promocją Twojej marki? Pewnie jak każdy twórca najchętniej zająłbym się tylko wykonywaniem swoich projektów, a całą resztę oddał w czyjeś ręce, ale to nie jest takie proste. Prawda jest taka, że chciałbym mieć kontrolę nad wszystkimi informacjami, które pojawiają się na moich kanałach. Moja żona starała się mnie wspierać w promocji lamp, ale zawsze miałem jakieś „ale”. Lena żartuje, że mam za duże oczekiwania i nikt nie sprosta wymaganiom dotyczącym marketingu mojej marki. Pytanie tylko, w jakim stopniu faktycznie takie działania będą mi potrzebne… Zależy Ci na tym, żeby o Twojej sztuce wiedzieli wszyscy, czy tylko osoby, które faktycznie na nią stać? Chciałbym docierać do obu tych grup. Moja sztuka pełni funkcje użytkowe – to nie tylko dzieło, które stoi i wygląda, ale przede wszystkim źródło klimatycznego światła. Lampy z tykwy nie są żadną innowacją – mnie zależało na bardzo wysokiej jakości wykonania i tutaj można powiedzieć, że innowacyjny jest poziom, który udało mi się w tym osiągnąć. Oczywiście chciałbym, żeby moja twórczość była w Polsce znana. Nawet jeśli kogoś nie stać na zakup moich projektów, to być może będą dla niego inspiracją. W czasie mojej działalności przydarzyło mi się już kilka sytuacji kiedy moja praca miała realny wpływ na drugą osobę. Kiedyś odezwał się do mnie chłopak z Wilna, który był entuzjastą moich lamp. Chciał zrobić sobie podobną, ale przy wykorzystaniu kokosa. Nie mógł poradzić sobie z osiągnięciem zamierzonego efektu świetlnego i spytał mnie o radę. Zasugerowałem mu, żeby zastosował inne żarówki i dałem kilka innych podpowiedzi. Udało mu się wykonać tę lampę i w konsekwencji, po jakimś czasie… zajął się produkcją kolejnych zawodowo. Miał nieco inny model biznesowy niż ja – ich cena wynosiła około 200–250 dolarów. To była taka mała manufaktura, robili nawet do 30 lamp miesięcznie. Nasza znajomość trwa do dzisiaj – Vainius zajął się teraz produkcją małych lamp z tykwy, które nawiązują nieco do stylistyki moich projektów. Działa pod marką Nymphs Lamps. Objąłem jego działania swoim patronatem i gorąco go wspieram (zobacz projekty Vainiusa Kubiliusa na KickStarterze – przyp. red). Dzięki niemu osoby, którym podobają się moje projekty, mogą kupić ich dużo tańszy i prostszy odpowiednik, i również cieszyć się klimatycznym światłem w domu. Historia tej znajomości pokazuje, że swoją pracą można nie tylko zarobić na utrzymanie, ale też pomóc komuś odnaleźć swoją ścieżkę. To super uczucie! Vainius zdecydował się na założenie manufaktury, a jak będzie z Calabarte? Calabarte nigdy nie będzie manufakturą. Nie chcę być jedynie właścicielem marki – moi odbiorcy decydują się na projekty, które wykonuję osobiście, są efektem mojej pracy, mojej koncepcji. Chcę, żeby klienci mieli świadomość, że włożyłem w każdą lampę swoje serce, od początku do końca. To największa wartość moich dzieł. Uważam też, że w świetle i tykwie jest jeszcze wiele do odkrycia. Nowa pula technik i wzorów… Chciałbym to zagadnienie dalej eksplorować. Twoje lampy to produkty skierowane do osób o specyficznej wrażliwości i estetyce. Nie boisz się, że nie idąc za trendami, prędzej czy później moda na Calabarte się skończy? Twoja stylistyka nie pasuje do minimalistycznych wnętrz. Mam świadomość, że moja sztuka nie jest i nie była osadzona w trendach. Biorąc pod uwagę ilość lamp, jakie wykonuję, określenie „moda na Calabarte” nigdy nie miało racji bytu. Lampy nie pasują do każdego wnętrza, design idzie w innym kierunku. Niemniej jednak dla mnie ta estetyka jest naturalna. Nie chcę robić czegoś, bo taka jest akurat moda. Poza tym każda moda przemija, a ja chciałbym tworzyć coś ponadczasowego. To musi wychodzić ze mnie, a nie być wyrachowanym stosowaniem sprawdzonych rozwiązań. Myślę, że nawet gdybym próbował uprościć projekty, prędzej czy później znów bym je komplikował, żeby zmierzyć się z nowym wyzwaniem. Oczywiście dla mnie rozwój nie oznacza jedynie wymyślania coraz bardziej złożonych wzorów, to zawsze będzie szukanie odpowiedniej formy wyrazu, czasem właśnie prostszej. Wszystko, co robię, musi korespondować z moim stylem. Jak sądzisz, dlaczego nie jesteś obecnie popularny w Polsce tak jak w innych krajach? Myślę, że w Polsce ludzie częściej potrzebują autorytetu, który pokaże im, jaka estetyka jest warta uwagi. U nas to, że produkt jest wysokiej jakości i do tego atrakcyjny wizualnie, to często za mało. Potrzebne jest coś w rodzaju wsparcia instytucjonalnego, którego moja marka na razie nie ma. Jakiś czas temu kontaktowałem się ze znanym polskim domem aukcyjnym i, mimo że byli pod dużym wrażeniem mojej twórczości to odpowiedzieli dość jasno, że polski rynek i ich klienci nie są jeszcze przyzwyczajeni ani gotowi na tego typu sztukę/design oraz na inwestowanie w nową sztukę użytkową. Jak właściwie powstają Twoje lampy? W tej chwili mam spory zapas wysuszonych tykw do pracy. Pochodzą z Mali, Gwinei czy Senegalu. Na początku usuwam z nich skórę. Używam do tego… noża kuchennego, druciaka i wody. Serio. (śmiech) Po przygotowaniu tykwy najczęściej rysuję na niej siatkę pomocniczą, na której szkicuję wzór. Często związane jest to z precyzyjnymi konstrukcjami geometrycznymi. Kiedy jestem już pewny koncepcji, wszystko dokładnie poprawiam markerem i graweruję kontury wzoru, a następnie zmywam rozpuszczalnikiem przygotowany rysunek, aby zostały tylko kontury. Tak, w bardzo dużym uproszczeniu, wygląda pierwszy etap pracy. Później przychodzi czas na malowanie, oczyszczanie tykwy w środku, rzeźbienie, a na końcu wiercenie otworów. Sposób pracy nad projektami ewoluował w czasie. Właściwie co roku coś się zmienia. Kiedyś pracowałem nad jedną lampą, dopóki jej nie skończyłem. Teraz daję sobie czas na opracowanie wizji, czasem zostawiam tykwę na kilka tygodni i wracam do niej ponownie. Mam coraz większe oczekiwania względem siebie, więc etap projektowania trwa znacznie dłużej. W większości przypadków szkic wykonuję bezpośrednio na wysuszonym owocu, bo wtedy najlepiej widać, jak całość prezentuje się na powierzchni sferycznej. W tykwie czasem widoczne są pewne mankamenty. Teraz, kiedy większość z nich sprowadzam, wybieram oczywiście takie, których wady nie mają wpływu na koncepcję. Wiele przebarwień można jednak usunąć na poziomie rzeźbienia, dlatego akceptuję pewne nierówności. To również sprawia, że każda lampa jest niepowtarzalna. Podczas etapu rzeźbienia często pracuję po ciemku, posiłkując się jedynie wewnętrzną żarówką lampy, aby dokładnie widzieć, jak głęboko mogę rzeźbić, aby uzyskać najlepszy efekt. Gdy rzeźbienia są gotowe (czasem trwa to miesiąc lub dłużej), przychodzi czas na otwory – każdy z nich musi być nawiercony idealnie w kierunku źródła światła – inaczej nie osiągnąłbym zamierzonego obrazu świetlnego. Tykwa nie jest idealną kulą, to tylko jej przybliżony kształt, więc przy każdym nawiercanym otworze kontroluję jego kierunek. W niektórych lampach podłogowych może to być nawet 30 tysięcy otworów o 20 różnych średnicach. Grube tykwy wymagają największej precyzji przy nawiercaniu. Do malowania tykwy używam bejc rustykalnych i naturalnych olejów do drewna. Gdy głowica lampy jest gotowa wykonuję podstawę. Najbardziej pracochłonne są podstawy lamp stołowych, a ich budowa jest moją tajemnicą. Wykorzystujesz wiertła dentystyczne? Moim głównym narzędziem pracy jest turbina protetyczna i wiertła dentystyczne. Używam również multiszlifierki Dremel. Bardzo lubię sklepy z akcesoriami dla dentystów. Kiedyś nawet sprzedawca zwrócił się do mnie „panie doktorze”, a później był bardzo zaskoczony, że jestem artystą i frezów używam do tworzenia lamp. Twoje zaproszenie było dla nas sporym zaskoczeniem. Jesteś niesamowicie skromną osobą, jak na kogoś, kto osiągnął międzynarodowy sukces. Nie spodziewaliśmy się, że odpiszesz na Instagramie… Nie chciałbym być artystą, który nie odpisuje ludziom na maile i wiadomości. Sam kiedyś trafiłem na osoby, które mnie zignorowały. To nie jest w porządku. Człowiek nigdy nie jest tak zarobiony, żeby nie mógł podziękować za miłe słowa, choćby i z opóźnieniem. Wiadomo, że nie każdy kupi moją lampę, ale to, że ją docenia to ogromna wartość. Ktoś generuje dla mnie dobro, a ja mam to zignorować? Bardzo to szanuję. Nie chciałbym zmieniać swojego podejścia. Ja dochodziłem do miejsca, w którym jestem powoli, małymi krokami, właśnie dzięki temu, że ludzie docenili moje starania. Zawsze będę o tym pamiętał. Staram się mieć w sobie pokorę i być po prostu normalnym gościem bez rozbuchanego ego.
tnCc. 180 321 442 18 41 173 481 228 276

lampa z tykwy jak zrobić